Tytuł brzmi prowokacyjnie. I bardzo dobrze. Bo pytanie o „darmowe” pracownie komputerowe w szkołach powtarza się bardzo często. O dziwo, nie dotyczy to wcale jedynie tego, czy państwo ma pieniądze. Dotyczy tego, jakie decyzje są podejmowane systemowo i co uznajemy za trwałą inwestycję w edukację cyfrową, a co jedynie za doraźne „doposażenie”.
Od lat obserwujemy ten sam schemat. Kolejne programy, kolejne miliardy zł, kolejne tysiące urządzeń trafiających do szkół. Sprzęt jest. Pudła się zgadzają. Wskaźniki się domykają. Laboratoria przyszłości, cyfrowy uczeń, czy jeszcze inne programy. I żeby była jasność – dobrze, że idziemy do przodu, próbujemy, rozwijamy. Ale mimo to klasyczna pracownia komputerowa – rozumiana jako stabilna, ergonomiczna i długowieczna infrastruktura – praktycznie znika z planów modernizacyjnych.
I w tym miejscu pojawia się pytanie, które warto zadać wprost: dlaczego w skali systemowej nie planuje się już wymiany i modernizacji pracowni stacjonarnych?
Laptop jako jedyna odpowiedź systemu
Jeżeli przyjrzymy się aktualnym programom rządowym i centralnym projektom wsparcia, widać bardzo wyraźnie jedną dominującą narrację. Sprzęt cyfrowy dla szkół to dziś niemal wyłącznie sprzęt mobilny. Najlepszym przykładem jest ogromne przedsięwzięcie obejmujące dostawę 735 tysięcy komputerów przenośnych do ponad 16 tysięcy szkół, w którym z góry założono określone proporcje laptopów, tabletów i laptopów przeglądarkowych.
To nie jest przypadek, tylko świadomy wybór rynku i decydentów. Komputer w edukacji został sprowadzony do formy urządzenia przenośnego, łatwego do rozdysponowania, prostego w rozliczeniu i wygodnego logistycznie. Problem w tym, że mobilność zaczęła wypierać funkcjonalność, a krótkoterminowe cele – długofalowe myślenie.
Z perspektywy obywatelstwa cyfrowego warto tu postawić dodatkową tezę. Laptop, szczególnie ten z segmentu edukacyjnego, ma relatywnie krótki cykl życia. Po kilku latach staje się sprzętem problemowym, trudnym do modernizacji i często nienadającym się do dalszego sensownego wykorzystania. To oznacza częstsze zakupy, więcej elektroodpadów i większy ślad środowiskowy (a gdzie w tym wszystkim „zrównoważony rozwój”, czy „odpowiedzialne zakupy”). W tym sensie masowe stawianie wyłącznie na laptopy trudno uznać za decyzję odpowiedzialną długofalowo.
Infrastruktura, czyli temat, którego nikt nie lubi
Jest jeszcze jeden aspekt, który w debacie publicznej pojawia się wyjątkowo rzadko. To infrastruktura techniczna szkoły. Sieć, zasilanie, serwery, zabezpieczenia. Rzeczy nudne, niewidoczne, trudne do „pokazania na zdjęciu”. W wielu szkołach nikt realnie nie sprawdza, czy okablowanie pozwala na pracę w standardzie 1 Gbit/s, czy nadal funkcjonujemy na 100 Mbitach przy sprzyjających wiatrach. Mało kto testuje, jak zachowa się sieć, gdy w jednej sali jednocześnie pracuje 25 uczniów na urządzeniach mobilnych, a obok kolejne klasy robią to samo. Punkty dostępowe WiFi dokładane są często bez analizy tłumienia sygnału przez grube, stare mury, firmware nieaktualizowany, dziurawy. Serwer bywa reliktem sprzed dekady, a firewall, jeśli w ogóle istnieje, pełni rolę symboliczną.
Efekt jest dość przewidywalny – dokładamy kolejne urządzenia, głównie mobilne, ale fundament pozostaje ten sam. To podejście trudno pogodzić z ideą odpowiedzialnego korzystania z technologii w edukacji, gdzie stabilność i przewidywalność środowiska pracy ma ogromne znaczenie również dla komfortu psychicznego uczniów.
Ergonomia to nie fanaberia
Laptop szkolny ma jeszcze jedną cechę, o której mówi się zdecydowanie za mało. Jest sprzętem słabo ergonomicznym. Niewielki ekran, niska pozycja wyświetlacza, ciasna klawiatura czasem bez części numerycznej, praca bez myszy – to wszystko sprawia, że uczeń bardzo szybko przyjmuje nieprawidłową postawę. Głowa pochylona, plecy zaokrąglone, wzrok zbyt blisko ekranu. Brzmi znajomo?
W przypadku uczniów z SPE problem staje się jeszcze poważniejszy. Dla osób z niedowidzeniem, zaburzeniami percepcji czy problemami motorycznymi pełnowymiarowy monitor i klasyczna klawiatura są warunkiem realnej dostępności cyfrowej i elementami działań pro-inkluzywnych. W tym kontekście stacjonarne stanowisko komputerowe przestaje być „staromodnym rozwiązaniem”, a zaczyna pełnić rolę narzędzia wyrównywania szans. Warto też zauważyć, że praca na wygodnym, większym sprzęcie sprzyja lepszym nawykom cyfrowym. Mniejsze zmęczenie, mniejsze napięcie, większa koncentracja. To wszystko mieści się w pojęciu higieny cyfrowej, o której coraz częściej mówimy w kontekście czasu ekranowego, a zdecydowanie rzadziej w kontekście jakości tego czasu.
Laptop to sprinter, stacjonarka biegnie maratony
Komputer stacjonarny w pracowni ma jedną cechę, której żaden laptop nie jest w stanie skutecznie podrobić. Długowieczność. Dobrze zaprojektowana pracownia potrafi funkcjonować przez wiele lat, przechodząc jedynie okresowe modernizacje. Wymiana dysków na SSD, dołożenie pamięci RAM czy aktualizacja systemu operacyjnego pozwalają znacząco wydłużyć cykl życia sprzętu. To podejście jest znacznie bliższe idei zrównoważonego rozwoju niż cykliczne zakupy kolejnych partii laptopów. Nieprzypadkowo część pracowni komputerowych tworzonych jeszcze w okolicy lat 2007-2013, w ramach programów MENIS (słynne kolekcje SBS), jeszcze działa w szkołach. Po drodze były modernizacje, lifting, czasem przesiadka na Linuxa, ale fundament okazał się zaskakująco trwały. Tego faktu system edukacji zdaje się dziś nie dostrzegać.
Trudno nie zadać pytania, dlaczego mimo tych wszystkich argumentów laptopy wciąż wygrywają w programach centralnych. Odpowiedzi może być kilka i żadna z nich nie musi mieć charakteru spiskowego. Sprzęt mobilny jest łatwiejszy logistycznie, prostszy w rozliczeniu i szybciej „zamykający projekt”. Jedna dostawa, jedna paleta, jeden dokument. Z punktu widzenia urzędniczego – ideał. Pracownia stacjonarna wymaga planowania. Myślenia o sieci, zasilaniu, ergonomii, przestrzeni, czy wszystkie warunki instalacji sprzętu są spełnione. Wymaga też odpowiedzialności za efekt końcowy, a nie tylko za liczbę dostarczonych urządzeń. Być może właśnie dlatego tak rzadko pojawia się w programach systemowych. Nie bez znaczenia z populistycznej perspektywy jest też argument „jak będzie kolejna pandemia albo konflikt zbrojny – jesteśmy przygotowani na edukację w domu / w lesie”.
Pracownia komputerowa jako element obywatelstwa cyfrowego
Jeżeli traktujemy obywatelstwo cyfrowe poważnie, to nie możemy ograniczać go wyłącznie do kompetencji miękkich i bezpieczeństwa w sieci. Obywatel cyfrowy funkcjonuje w określonym środowisku technologicznym. To środowisko może wspierać rozwój albo generować problemy.
Stabilna, ergonomiczna pracownia komputerowa wspiera:
- odpowiedzialne korzystanie z technologii, w tym działania na rzecz higieny cyfrowej,
- dostępność dla uczniów o zróżnicowanych potrzebach,
- racjonalne gospodarowanie zasobami w kontekście celów zrównoważonego rozwoju.
Tablety czy laptopy na wózku mobilnym do ładowania (a niektóre programy nawet owych wózków nie przewidują) tego nie zastąpią. Mogą być dodatkiem, uzupełnieniem, narzędziem do konkretnych działań. Fundamentem jednak nie są. A o programach wspierających fundamenty jakoś cicho. Jest to drogie, w sumie niewygodne, piekielnie trudne do dostarczenia, realizacji, rozliczenia, ogólnie problemogenne. Poza tym jak pokazać 20 gniazdek, podniesienie klasy kabli RJ45, czy skuteczną sieć mesh na terenie całej szkoły z 98% pokryciem tak, żeby medialnie się to klikało? To nawet „nie wygląda”, co innego paleta a na niej 30 kartonów z tabletami.
Na zakończenie
Pracownie komputerowe dla szkół „za darmo” nie istnieją, podobnie jak nie istnieją darmowe obiady (Milton Friedman nie mógł się mylić!). Ale pracownie komputerowe z prawdziwego zdarzenia powinny być już dawno elementem strategii cyfryzacji państwa, planów średnio i długookresowych rozwoju szkół oraz w planach budżetowych miast i gmin. Gdyby tylko udało się zmienić sposób myślenia – mniej skupienia na liczbie urządzeń, więcej na jakości środowiska pracy.
Bez solidnych fundamentów nawet setki tysięcy laptopów nie zbudują nam nowoczesnej szkoły, a jedynie pozory takiej. Zbudują jednak kolejne problemy, które za kilka lat znów będziemy próbować rozwiązywać… następnym programem.